niedziela, 11 września 2016

Argo - czyli o tym, jak George Lucas ocalił życie amerykańskich dyplomatów


Ogromny sukces finansowy „Gwiezdnych Wojen” zaskoczył wszystkich, łącznie z Lucasem, który obawiał się, że film nie utrzyma się długo na ekranach kin i okaże się rozczarowaniem frekwencyjnym. Krótka wizyta na planie zdjęciowym „Bliskich spotkań trzeciego stopnia” Spielberga, które powstawały w tym samym czasie, jedynie pogorszyła sytuację. George poczuł się zdruzgotany, gdy zobaczył imponujące scenografie, zrealizowane za budżet dwukrotnie wyższy od tego, którym sam dysponował. Znajdował się już wtedy na skraju załamania nerwowego, był wychodzony, blady, zmęczony i ochrypły. Realizacja filmu nie była łatwa, bo brytyjska ekipa (większość materiału powstała w Anglii) nie szanowała go i wielokrotnie dawała temu wyraz. Miał wiele problemów związanych z wykonaniem efektów specjalnych i pracą kamery, a do tego końcowy efekt mocno go rozczarował, bo miał wrażenie, że zrobił produkcję tylko dla małych dzieci.

Oczywiście wiadomo, co było później – gigantyczny sukces finansowy i praktyczne stworzenie „kina blockbusterowego” do spółki ze Spielbergiem. I jak to zwykle bywa w Hollywood, wszyscy zabrali się za próbę skopiowania pomysłu Lucasa – jednak bez głowy, serca i zrozumienia tego, co było przyczyną sukcesu filmu. Za to na szybko, najlepiej na wczoraj i najtańszym kosztem (paradoksalnie, zazwyczaj były to budżety o wiele wyższe od tego, którym dysponował brodacz). O większości z tych produkcji popkultura już dawno zapomniała. Niektóre zyskały nowe życie po latach, na przykład serial telewizyjny „Battlestar Galactica”, którego ówczesna premiera – w niektórych krajach pierwsze odcinki puszczano nawet w kinach - zakończyła się wieloletnią rozprawą sądową, bo został oskarżony o splagiatowanie „Gwiezdnych wojen”. Serial z czasem nabrał własnego, unikalnego charakteru, a po kilku dekadach doczekał się nowej wersji, która cieszyła się ogromną popularnością. Jednym z pozytywnych elementów nagłego boomu na sci-fi było puszczenie do dalszej realizacji pierwszego „Obcego”, którego pomysłodawcy długo błąkali się po różnych studiach filmowych i byli już nawet bliscy zrobienia go w formie niskobudżetowej produkcji pod skrzydłami króla kina klasy B, czyli Rogera Cormana.


Wśród osób, które chciały zyskać z nagłego zainteresowania science-fiction był entuzjasta gatunku, Barry Geller. Barry wykupił w roku 1978 prawa do ekranizacji „Pana Światła” Rogera Zelaznego. Zebrał następnie 500 tysięcy dolarów i zatrudnił Jacka Kirby’ego, legendarnego rysownika komiksów, który do spółki ze Stanem Lee stworzył wiele klasycznych postaci (Hulk, Fantastyczna czwórka, X-men), żeby przygotował skecze koncepcyjne. Geller twierdził, że stawia sobie za cel zwrócenie uwagi ludzi na zadziwiającą potęgę umysłu, tak jak Gwiezdne Wojny przyczyniły się do rozpropagowania idei istnienia innych form życia w Galaktyce. Barry był niewątpliwie wizjonerem, albo raczej śmiałym marzycielem, bo wyśnił sobie ogromny park rozrywki, Science Fiction Land, który zamierzał zbudować w Colorado. Kirby przygotował szkice również i dla tego projektu. W parku miała się znajdować szeroka na milę kopuła oraz ogromna iglica (oczywiście wysoka na milę), którą nazwał Niebo.

Pomysł upadł, gdy Geller i jego partner finansowy, Jerry Schafer, zostali zaaresztowani przez FBI pod zarzutem oszustwa finansowego. Gellera uniewinniono, ale Schaferowi postawiono kilka zarzutów. Prokuratorzy doszli do wniosku, że Science Fiction Land miało zapewnić Schaferowi otrzymanie własnego kodu pocztowego, co pomogłoby w licznych machlojach. W efekcie cały projekt zaczął się źle kojarzyć i powędrował do kosza.

Natomiast „Pan Światła” niespodziewanie zyskał nowe życie. W tym samym miesiącu, gdy ambitne plany Gellera legły w gruzach, scenariusz trafił w ręce CIA. Tajniacy szukali fabuły science-fiction w stylu Gwiezdnych Wojen, która posłużyłaby za pretekst do wysłania fałszywej ekipy filmowej do Iranu i sprowadzenia do domu sześciu amerykańskich dyplomatów ukrywających się w kanadyjskiej ambasadzie. Szkice Kirby’ego oraz scenariusz „Pana Światła” nadawały się idealnie do tego celu. Projekt zatytułowano „Argo” i resztę historii – sam Geller o całej akcji dowiedział się dopiero w roku 2010, gdy została odtajniona - znacie z nagrodzonego Oskarem filmu Bena Afflecka. Wiele faktów zostało tam jednak zmienione, bądź pominięte, na przykład osoba Gellera oraz „Pan Światła”. Barry był wściekły.

0 komentarzy:

Prześlij komentarz