niedziela, 5 lipca 2015

T-Mobile Nowe Horyzonty 2015: Filmy, które musisz zobaczyć.


Tegoroczny program festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty obfituje w perełki oraz filmy warte obejrzenia. Dziesięć dni imprezy (jedenaście, jeżeli liczymy dzień otwarcia) i możliwość zobaczenia w tym czasie 50 filmów, pozornie daje dość czasu, żeby zaliczyć wszystkie tytuły warte uwagi. Nic bardziej mylnego, gdy seanse wyczekiwanych filmów nakładają się na siebie, a żonglowanie kolejnymi pokazami i próba ułożenia harmonogramu, w którym zdołamy "odhaczyć" je wszystkie, zaczyna przyprawiać nas o ból głowy, zaczynamy się uczyć trudnej i bolesnej sztuki wyboru. Tym trudniejszej, że to często filmy szerzej nieznane, musimy bazować więc na mętnych opisach katalogowych, zwiastunach (zakładając, że jest taka możliwość) i własnym instynkcie. W tym roku mam to szczęście, że kilkanaście dobrych filmów mogłem już na wstępie skreślić z listy, bo widziałem je w Cannes. Gdyby nie to, to nie wiem, jak poradziłbym sobie z upchaniem ich do mojego i tak już absurdalnie napiętego harmonogramu. Ponieważ w przepastnym programie Nowych Horyzontów łatwo się pogubić i przeoczyć coś ciekawego, postanowiłem zrobić dobry uczynek i wskazać kilkanaście tytułów, które warto zobaczyć. Mam nadzieję, że okaże się to dla Was pomocne przy układaniu własnych harmonogramów.


SYN SZAWŁA (Saul Fia).

Pozycja obowiązkowa. Akcja ma miejsce krótko przed (jedynym) buntem oświęcimskich więźniów. Widzimy czynione do niego przygotowania, ale uwagę głównego bohatera pochłania inne zadanie. Wśród ofiar znajduje pewnego dnia zwłoki chłopca, którego uznaje za swojego syna i postanawia pochować zachowując religijny rytuał. Piastowana funkcja (członek sonderkommando) daje mu dużą swobodę w przemieszczaniu się po terenie obozu. Korzystając z tego, że bohater poszukując żywego rabina zagląda w różne zakamarki, poznajemy topografię miejsca, mamy podgląd na przerażającą precyzję z jaką zorganizowano taśmowy proces eksterminacji istot ludzkich oraz uczymy się zasad funkcjonowania poszczególnych sekcji.

Kamera przyklejona jest do pleców bohatera, w kolejnych długich ujęciach śledzimy każdy ruch Szawła, często podążając za jego plecami, przemieszczamy się po obozie, poznając różne sekrety tego strasznego miejsca. Nie jest to przyjemna podróż, bo z góry skazana na tragiczny koniec, ale to dobrze, że ktoś postanowił zaprosić na nią widzów.

http://www.nowehoryzonty.pl/film.do?id=7995


NASZA MŁODSZA SIOSTRA (Umimachi diary).

Nowy film Koreeda Hirokazu („Jak ojciec i syn”) jest urokliwą, obyczajową historią o budowaniu więzi rodzinnych. Bohaterki filmu, trzy siostry, udają się na pogrzeb ojca, który wiele lat wcześniej opuścił ich matkę i wyprowadził się z miasta, żeby założyć rodzinę z inną kobietą. Spłodził z nią czwartą córkę, którą siostry postanawiają teraz przygarnąć.

Niewiele więcej mam w zasadzie do dodania, bo to wzorcowy przykład narracji, która spokojnie „płynie”. Nie dochodzi do żadnych tragedii, siostry nie kłócą się specjalnie, wprawdzie często się spierają, ale to tylko naturalne - delikatne - konflikty wynikające z odmiennych osobowości. Nikt nikogo nie wskazuje tutaj oskarżycielsko palcem, nie histeryzuje, nie obwinia o zrujnowanie życia, tłamszenia potencjału, etc. Po prostu obrazki z normalnego japońskiego życia, historia o ludziach, którzy są w naturalny sposób życzliwi dla innych i potrafią cieszyć się życiem.

Można uznać to za nudne kino, można też wskoczyć do łódki sterowanej przez Koreeda i popłynąć z delikatnym nurtem, delektując się ładnymi widokami japońskiej natury oraz ciepłym, relaksującym, klimatem podróży. Jeżeli miałbym na coś narzekać, to tylko na długość filmu. Pod koniec dwugodzinnego seansu zaczynałem odczuwać już lekkie znużenie, całość zyskałaby na wycięciu przy montażu przynajmniej kilkunastu minut.

http://www.nowehoryzonty.pl/film.do?id=7998


THE LOBSTER.

Grecki reżyser, Yorgos Lanthimos, z całą pewnością nie należy do twórców nudnych, banalnych i przeciętnych filmów. To ostatnie, co można powiedzieć o jego poprzednich dwóch dziełach. „The Lobster” jest naturalną kontynuacją obranej przez niego artystycznej drogi, ale odrobinę przefiltrowanej, nieco przystępniejszej, chyba nieco łatwiejszej do strawienia przez zachodniego odbiorcę. Film opowiada o świecie, w którym każda samotna osoba jest odsyłana do specjalnego hotelu, gdzie ma 45 dni na znalezienie życiowego partnera. W przypadku niepowodzenia zostaje zmieniona w wybrane przez siebie zwierzę i wypuszczona do pobliskiego lasu. Dodatkowe dni można zyskać poprzez polowanie na ukrywających się w lesie uciekinierów żyjących poza systemem.

Absurdalny humor i surrealistyczne pomysły fabularne stanowią kościec tego filmu. W tej dziwacznej mieszance metaforycznych odniesień i szalonych idei musiały się jakoś odnaleźć hollywoodzkie gwiazdy. Nie wiem, co czaiło się w ich głowach podczas realizacji i czy do końca wiedzieli na co się piszą, ale wygląda na to, że bez większych problemów zaadaptowali reżyserską wizję i wpasowali się w serwowane z kamienną twarzą absurdalne żarty. Narracja z offu czytana monotonnym głosem Rachel Weisz, oprowadzająca nas po filmowym świecie i zapoznająca z jego bohaterami, dodaje całości kolejną warstwę surrealizmu, dając w efekcie coś w rodzaju Wesa Andersona na mocnych psychotropach.

Nie jest to kino, do którego miałbym ochotę wracać, ale doceniam reżysera za artystyczną konsekwencję i niebanalny umysł.

http://www.nowehoryzonty.pl/film.do?id=8030

AMY.

Dokument o Amy Winehouse autorstwa Asifa Kapadia („Senna”), to intymny portret artystki. Reżyser nawiązał kontakt z przyjaciółmi wokalistki i otrzymał dostęp do licznych prywatnych nagrań video, nastoletnich wygłupów, popisowo odśpiewanego „happy birthday” na imprezie urodzinowej koleżanki, nagrań z pierwszych koncertów oraz osobistych materiałów nakręconych już po osiągnięciu światowego sukcesu.

Amy najpierw ujmuje bezpretensjonalną szczerością londyńskiej nastolatki. Później podbija serce nieprzeciętną wrażliwością, która poniekąd wpędziła ją do grobu, popychając w narkotyki i alkohol, a w końcu zasmuca, gdy zdajemy sobie sprawę z tego, że to przedwcześnie przerwana historia. Opowieść, w którą fatalizm wpisany był od dawna, nikogo nie zdziwił więc finał, ale łatwo zapomnieć o tym, że to historia nut, które już się nie narodzą, słów, które nie zostaną przelane na papier, występów, które nikogo nie poruszą.

To opowieść o artystce, która niestety nie posłuchała rady swojego idola, Tony’ego Bennetta:
„można nauczyć się radzenia sobie z życiem, trzeba tylko przeżyć odpowiednio dużo czasu”.

http://www.nowehoryzonty.pl/film.do?id=7901


LOVE.

W zasadzie nie musiałem o tym filmie pisać. To i tak będzie przebój festiwalu. Organizatorzy zdają sobie z tego sprawę, bo oba seanse roztropnie umieścili w największej sali wrocławskiego Heliosa. Nie ma się co czarować i owijać w bawełnę, Noe przymierzał się do tego od dawna, konsekwentnie rozciągając kolejnymi filmami granice tolerancji odbiorców, w końcu jednak naprawdę to zrobił – nakręcił artystycznego pornola.

Bywalcom festiwali filmowych nie jest obcy widok autentycznej penetracji i innych czynności seksualnych wykonywanych przez aktorów na ekranie, tę granicę przekroczono już dawno temu, to nic nowego. Co więc nowego, bądź interesującego, oferuje film Gaspara Noe? Dlaczego warto poświęcić na niego ponad dwie godziny życia? No cóż, w skrócie: bo to Gaspar Noe. Argentyńczyk nie pozostawia obojętnym, można go nie lubić, można uwielbiać, ale raczej żadnego jego filmu nie zapomnimy pięć minut po seansie.

„Love” to wysmakowane porno, przepięknie sfilmowany, obsadzony ładnymi ludźmi, estetycznie zaprezentowany, doprawiony gitarową muzyką, dwugodzinny porno-teledysk. Reżyser się z tym specjalnie nie kryje, fabuła jest szczątkowa i zazwyczaj prowadzi do kolejnych łóżkowych eskapad bohatera. Noe próbuje budować wokół tego jakąś fabułę, ale historia miłosnego trójkąta jest banalna, a liczne wewnętrzne monologi głównego bohatera są strasznie pretensjonalne. Film rozwija skrzydła, gdy niewiele się w nim mówi, bądź opiera się na naturalnych dialogach pomiędzy dwójką ludzi. Wtedy zdajemy się na jego przyjemny rytm, pozwalamy ponieść prostym emocjom i cieszymy oko widokiem pięknie sfotografowanych nagich ludzi o nienagannej figurze.

http://www.nowehoryzonty.pl/film.do?id=7994

PAN TURNER

To już w zasadzie film drugiej świeżości, od zeszłorocznej premiery w Cannes minęło już prawie czternaście miesięcy, od dawna można go na zachodzie kupić na DVD, no ale w polskich kinach był chyba wyświetlany tylko podczas Camerimage. Jeżeli mam być szczery, to film jest o jakieś 30 minut za długi i bywa dość nużący, ale nadrabia to interesującym głównym bohaterem, cieszy oczy ładnymi zdjęciami nawiązującymi do twórczości Turnera, imponuje "odwagą" w złożeniu całego filmu na barkach odpychających wizualnie aktorów oraz fascynuje scenami pokazującymi proces tworzenia malarskich arcydzieł. Jego najmocniejszym elementem jest jednak fenomenalny Timothy Spall, aktor, który przy pomocy bogatej palety parsknięć, warknięć i mruknieć, potrafił przekazać tyle emocji, że do dziś nie mogę się nadziwić jakim cudem nie zgarnął - przynajmniej - nominacji do Oskara.

http://www.nowehoryzonty.pl/film.do?id=7997

AN

Na początek drobna rada. Nie oglądajcie tego filmu z pustym żołądkiem. Zwłaszcza, jeżeli na widok smakowitej azjatyckiej kuchni burczy wam w brzuchu. Bohaterowie opowiadają o słodyczach z taką pasją i przygotowują je z taką miłością, że będziecie zwyczajnie cierpieć, jeżeli traficie na salę kinową głodni. "An" nie jest do końca udanym filmem, nastrój historii zmienia się diametralnie w drugiej połowie i z ciepłej opowieści o relacji starszej pani z młodym kucharzem przeradza się w dość przygnębiającą historię o chorobie i ludzkich uprzedzeniach. Nie każdemu to przypadnie do gustu, jeżeli jednak dwa miesiące od seansu, pojedyncze sceny wciąż są żywe w mojej pamięci, a o filmie myślę wyłącznie pozytywnie, to chyba nie był to seans stracony.

http://www.nowehoryzonty.pl/film.do?id=7897


MUSTANG

Oczarowała mnie ta historia. Tętniąca orzeźwiającym humorem opowieść o pięciu nastoletnich siostrach, które wykorzystują cały młodzieńczy entuzjazm i energię, żeby nie dać się spętać moralnym nakazom, jakie tureckie społeczeństwo i ich rodzina próbuje im narzucić. Z każdym kolejnym wybrykiem dziewcząt "kajdany" zaciskane są jednak coraz ciaśniej, krępując ich niespokojną naturę, niszcząc w nich zadziornego ducha i wysysając powoli z ich ciał nieokiełznaną energię.

http://www.nowehoryzonty.pl/film.do?id=7996

Filmy, na które też warto zwrócić uwagę:

"Moja matka", szarżujący John Turturro, duża dawka humoru oraz oczekiwanie na nieuchronne pożegnanie z umierającym rodzicem.
"Skarb", bo to wciągająca i zabawne historia.
"Nawet góry przeminą", bo to scenariusz z rozmachem, rozpisany na kilka dekad i spięty zapadającą w pamięci klamrą w postaci "Go West" Pet Shop Boys.
"Miara człowieka", przede wszystkim dla Vincenta Lindona, słusznie nagrodzonego w Cannes za główną rolę męską.

Filmy, które warto nadrobić, jeżeli ktoś jeszcze nie widział: "Dzikie historie", "Plemię", "Zimowy sen", "Turysta", "Mama", "Dwa dni, jedna noc".


Mam nadzieję, że powyższa lista okaże się pożyteczna i pomoże komuś przy projektowaniu własnego harmonogramu. Bawcie się dobrze.

0 komentarzy:

Prześlij komentarz