czwartek, 16 kwietnia 2015

Cannes 2015 - program


Ależ mnie ucieszyła opublikowana dziś lista filmów, jakie będzie można obejrzeć w Cannes. Pierwsza pozytywna wiadomość padła już kilka tygodni temu, gdy oświadczono, że przedpremierowo wyświetlony zostanie "Mad Max: Fury Road". Martwiłem się trochę, że przez wypad na festiwal ucieknie mi możliwość zobaczenia tego wizualnego majstersztyku na dużym ekranie. A tu proszę, obejrzę dzień wcześniej od reszty świata, a może nawet i dwa dni, jeżeli pokaz dla prasy będzie już w środę (w zeszłym roku tak było z "Grace of Monaco"). No, ale to tylko taki przyjemny bonus, w końcu nie dla Mad Maxa leci się do Cannes...


Nie jest zaskoczeniem, że do konkursu trafił nowy film Sorrentino ("Youth"), nikt chyba w to nie wątpił. Co nie zmienia faktu, że cieszy możliwość jego rychłego obejrzenia. Niedawno opublikowany zwiastun niesamowicie zaostrzył mi na niego smak. Ależ to ładnie wygląda: 



Nie jest też niespodzianką "Irrational Man" Woody'ego Allena, bo był jednym z najczęściej typowanych tytułów, jakie zostaną pokazane na francuskim festiwalu. U Allena ostatnio z formą bywa różnie, ale optymistycznie zakładam, że skoro go wybrano, to jest co najmniej przyzwoity. Jeżeli będzie przynajmniej tak dobry, jak wyświetlany kilka lat temu w Cannes "Midnight in Paris", to będę szczęśliwy. Ot, taka przyjemna odskocznia od wymagającego festiwalowego repertuaru, a nawet jeżeli Allen rozczaruje w tej materii, to z odsieczą na pewno przyjdzie nowa produkcja studia Pixar ("Inside Out").

Podekscytowany jestem obecnością na liście "Sicario", czyli nowego filmu Denisa Villeneuve ("Enemy", "Prisoners"). Z nadzieję spoglądam w kierunku Gusa Van Santa ("The Sea of trees"), Joachima Triera (duński reżyser mający na koncie "Reprise" oraz "Oslo, 31.august") oraz Todda Haynesa ("I'm not there"). Ciekawy jestem też nowego filmu greckiego reżysera Giorgosa Lanthimosa. Jego poprzednie dwa dzieła, "Kieł" i "Alpy", nie należały do pozycji łatwych w odbiorze, niekoniecznie mam ochotę do nich jeszcze kiedykolwiek wracać, nie mogę mu jednak odmówić unikalnego stylu. Na sali kinowej zasiądę zaintrygowany.

Niewątpliwie sporo w programie czai się niewiadomych, jak chociażby reżyserski debiut Natalie Portman ("A tale of love and darkness"), niektóre pozycje, które na razie traktuję bez większego entuzjazmu, np. "Makbet" z Fassbenderem, mogą pozytywnie zaskoczyć, a wiele innych, których tytuły na razie nic mi nie mówią, mogą okazać się perełkami. A to przecież tylko oficjalna selekcja, dodatkowe dobra będą jeszcze czekały w Director's Fortnight oraz Critics' week, w których mam nadzieję zobaczyć jakieś filmowe dobra z tegorocznego Sundance.

Jest na co czekać, fajnie, jestem lekko podekscytowany.

0 komentarzy:

Prześlij komentarz