sobota, 28 grudnia 2013

Red Hook Summer - recenzja


Spike Lee na przełomie stulecia ewoluował z ważnego i cenionego twórcy kina traktującego o czarnej społeczności Nowego Jorku lat 90. w zagubionego w politycznych pretensjach krzykacza, który stoi w rozkroku pomiędzy Hollywood, a kinem autorskim z przesłaniem. W tym miesiącu do kin wszedł nakręcony przez niego remake znakomitego koreańskiego filmu „Oldboy”. Lee nie zmaltretował materiału, nakręcił przyzwoite kino, które dobrze się ogląda, ale co z tego, jak cały czas mamy świadomość, że ta historia została już raz (lepiej) opowiedziana? Nie o tym jednak chciałem napisać, a o „Red Hook Summer”, do obejrzenia którego zainspirował mnie właśnie seans jego najnowszego filmu.

sobota, 21 grudnia 2013

The Hobbit: The Desolation of Smaug (Hobbit: Pustkowie Smauga) - recenzja


Cholerny Peter Jackson. Mistrz w wywoływaniu przeciwstawnych emocji. Z jednej strony jest rozsądek, który podpowiada, że rozwlekanie króciutkiego „Hobbita” na trzy długie filmy to cyniczny skok na kasę, żerowanie na ogromnej rzeszy fanów i robienie ludzi w bambuko. Z drugiej natomiast jest serce, które rośnie na widok nowozelandzkich widoków, cieszy się z każdej powracającej postaci znanej z „Władcy pierścieni”, promienieje ogrzewane tak świetnie już znanym klimatem kina przygody, cieszące się z kolejnego krasnoluda robiącego jakąś głupotę, pogardzające paskudnymi orkami, przyklaskujące rozstawiającemu wszystkich po kątach czarodziejowi i delektujące się każdą kolejną chwilą spędzoną w Śródziemiu. Niech Cię, Peterze Jacksonie!

niedziela, 15 grudnia 2013

Machete Maidens Unleashed! - recenzja


Mark Hartley jest człowiekiem z misją. Głosi dobrą nowinę, dzieli się wiedzą i wyciąga z niebytu zapomniane bękarty kinematografii. W skrócie - opowiada o kinie exploitation. Ale nie sięga po tytuły amerykańskie, nie snuje opowieści o klasykach blaxploitation, nie robi list przebojów kina grindhouse’owego, ani tym bardziej kultowych pozycji z seansów o północy. Ucieka stamtąd jak najdalej. A tak naprawdę, to nie tak znowu daleko, bo do rodzinnej Australii, gdzie rozkwitł w drugiej połowie ubiegłego wieku nurt ozploitation, czyli tanich filmów epatujących przemocą, golizną i przekleństwami. Trzema podstawowymi cnotami nieobcymi żadnemu bywalcowi kina samochodowego. Z jego dokumentu „Niezupełnie Hollywood” („Not Quite Hollywood: The Wild, Untold Story of Ozploitation!”) mogliśmy się więc dowiedzieć o klasykach gatunku, usłyszeć od Quentina Tarantino skąd przy pisaniu Kill Billa czerpał wiedzę na temat zachowań osób w śpiączce oraz popatrzeć na co lepsze sceny z ówczesnych filmów (najczęściej wiążące się z falującymi nagimi biustami i czymś krwawym). Dwa lata później Hartley postanowił kontynuować temat filmów niskobudżetowych i tak powstał jego kolejny dokument o kinie eksploatacji zatytułowany „Machete Maidens Unleashed!

sobota, 7 grudnia 2013

Blitz - recenzja


Myślę, że już oficjalnie można zacząć mówić o brytyjskim nurcie odrodzenia klasycznego kina sensacyjnego. W ostatnich latach jest wyraźnie zauważalne zainteresowanie angielskich reżyserów filmami sensacyjnymi, w których wiodącymi postaciami są męscy, szorstcy bohaterowie, nie obawiającymi się podejmowania trudnych decyzji, policjanci naginający prawo, któremu służą, nierozpaczającymi nad biednymi oprychami, którym musieli obili facjatę, albo przemodelować za pomocą Glocka. A wszystko to zawsze przepięknie, choć nieco ozięble, sfilmowane, najczęściej w Londynie. Szkoda tylko, że zazwyczaj najsłabszym elementem tych filmów jest odtwórczy scenariusz, który nie wadzi, niczym szczególnym nie irytuje, nie piętrzy idiotyzmów, nawet nie nuży (zazwyczaj wprost przeciwnie) ale za to jest tak strasznie przewidywalny, że aż żal całej energii i serca włożonego w jego realizację przez ekipą filmową. Brytyjscy reżyserzy muszą się w końcu ładnie uśmiechnąć do scenarzystów telewizyjnych, twórców takich znakomitych seriali jak „Luther”, "Utopia" i „Sherlock”. Wtedy w końcu byłaby szansa na powstanie wybitnego filmu sensacyjnego. A tymczasem musimy się zadowolić „Blitzem”…