poniedziałek, 27 maja 2013

Wild Bill - recenzja



Na początek wyjaśnijmy jedną rzecz, nie sugerujcie się krajem produkcji  i zwiastunem poniżej (który jest mylący, ale uwielbiam pozytywną energię jaką w nim zawarto). To nie jest kolejna brytyjska gangsterska komedia spod znaku Guy’a Richie. Jeżeli już szukać porównań, to raczej w wyspiarskich komedio-dramatach społecznych takich jak „Irina Palm”, „Goło i wesoło” czy też „Billy Elliot”. Filmach wychodzących od poważnej tematyki społecznej, z której niejeden reżyser z ambicjami, upichciłby kolejne depresyjne dzieło, a następnie sięgających po humor i atrakcyjną formę, żeby opowiedzieć o ludziach, którzy nawet w ciężkich sytuacjach życiowych nie tracą pogody ducha.


Wild Bill” nie grzeszy oryginalnością. Główny bohater zostaje wypuszczony z więzienia po ośmioletniej odsiadce. Życie po drugiej stronie krat pozostawiło go w tyle. Przestępczym półświatkiem trzęsą ludzie, dla których Bill jest już chodzącym reliktem, żona uciekła z jakimś fagasem do Hiszpanii, pozostawiając samych sobie ich dwóch synów, niesfornego kilkulatka i strapionego piętnastolatka, zmuszonego do dojrzewania na wysokich obrotach. Młodszy ojca nie pamięta, starszy nim pogardza. Fabuła kolejno odhacza obowiązkowe wątki w tego typu historiach: próbę ucieczki od kryminalnej przeszłości i poszukiwanie nowej życiowej drogi, świeżo odkryty ojcowski instynkt i stopniowe zjednywanie sobie latorośli, problemy z dawnymi kolegami spod ciemnej gwiazdy, którzy zaciskają szpony na jednym z synów, nastoletnią miłość, prostytutkę o ciepłym sercu etc.   

To wszystko już gdzieś było, ale to nie szkodzi, historia broni się bardzo dobrym aktorstwem i szczerym scenariuszem - przemyślanym, zabawnym, niegłupim, wyzbytym efekciarstwa, tak w dialogach jak i w fabule. Bynajmniej nie oznacza to jednak nudy, dzieje się sporo, począwszy od dynamicznej, ale czytelnej choreograficznie, bójki barowej, poprzez rodzinne dramaty, a kończąc na bujających rytmach ścieżki dźwiękowej. 

Cieszy brak łopatologii, szczególnie w kreśleniu filmowego tła. Wiedzę o niektórych bohaterach trzeba zbierać ze strzępów informacji i wyławiać z dialogów. Szczególnie fajny, tak w oszczędnym opisie jak i wymowie, jest wątek nastoletniej matki, w której podkochuje się starszy syn bohatera. Ostracyzm społeczny, z jakim się ona spotyka, jest zarysowany subtelnie, za pomocą drobnych szczegółów, które łatwo mogą umknąć. Do tego postać potraktowano niestereotypowo, przedstawiając jako rezolutną, niegłupią dziewczynę, która popełniła w przeszłości błąd, ale nie uczyniło to z niej życiowej męczennicy, ani tym bardziej chodzącej patologii.

A to tylko pomniejszy wątek, w tym gatunkowo niesprecyzowanym, misz-maszu komediodramatu obyczajowego z elementami kina gangsterskiego, oczywiście osadzonego w rejonach wschodniego Londynu, z charakterystycznym miejscowym slangiem dopełniającym klimatu. Tytuł zdecydowanie godny polecenia. Dla miłośników kinematografii brytyjskiej pozycja obowiązkowa. Debiutujący w roli reżysera, znany angielski aktor, Dexter Fletcher, spisał się na medal.



0 komentarzy:

Prześlij komentarz